…bronienie Szymborskiej nie jest wymagającym zajęciem, ale jednak od bez mała półwieku zajmując się łowieniem rozmaitych literackich kuriozów, mało miałem takich pereł. Nie oprę się przeto przed gorzkim stwierdzeniem: Szekspir miał większe szczęście od Szymborskiej, przedstawiona w jednym z jego utworów śmierć bliskiej osoby choćby z racji technologii – wlewanie trucizny w ucho – za często się nie zdarza, nie
tylko gazetową, ale jakąś totalną egzotyką zajeżdża, miał chłop szczęście – Miecznicka tego na razie nie wychwyciła. Szymborska szczęścia ma mniej, ale jednak trochę więcej od ofiar katastrof samolotowych, które nie dość, że w takich wypadkach poginą, to jako tworom niecodziennym i gazetowym nie przysługuje im prawo do wzniecania inspiracji literackiej. Słowem: gdy samolot, którym lecisz, się rozbije, masz podwójnie przejebane: po pierwsze nie żyjesz, po drugie napisać o tobie może tylko grafoman. (…)
Bolejąc – ma się rozumieć – nad okolicznością, że Wisława nie była blisko z Josifem Wissarionowiczem, znakomicie pocieszam się faktem, że z tego, co mi wiadomo, piła przynajmniej wódkę z Władysławem Broniewskim. Jak będziecie mieli fart, może kiedyś usłyszycie opowieść o pewnej podróży autorki „Wołania do Yeti” z autorem „Poematu o Ludwiku Waryńskim. Niedługiej, bo taksówką. Intensywnej, bo mniejsza o to z jakiego powodu. Nie przytaczam tej anegdoty nie tylko dlatego, że nie jest moją własnością – prawa autorskie w dzisiejszych czasach – dajcie spokój, nie przytaczam jej, bo pasuje mi tym miejscu poetycko mgliste napomknienie, że w literaturze, mianowicie, wszystko jest literaturą. Jerzy Pilch, Kultura
http://www.dziennik.pl/foto/article312921/Pilch_o_nowym_tomiku_Szymborskiej.html
Biorąc pod uwagę bardzo osobistą kartę z życiorysu pana Jerzego, znamienną wydaje się wzmianka „znakomicie pocieszam się faktem, że z tego, co mi wiadomo, piła przynajmniej wódkę z Władysławem Broniewskim.” Jak będziemy mieli fart, to może kiedyś usłyszymy opowieść o tych wszystkich, którzy pili wódkę z panem Jerzym Pilchem. Długiej, bo coraz bardziej leciwa robi się ta historia. Intensywnej, bo aż 40%. Nie przytaczam tych licznych anegdot nie tylko dlatego, że nie są moja własnością – prawa autorskie w dzisiejszych czasach – dajcie spokój, nie przytaczam ich, bo pasuje mi w tym miejscu poetycko mgliste napomknienie, że w literaturze, mianowicie, wszystko jest literaturą. Szczególnie przy wódeczce.